Kiedyś drobiazgi miały znaczenie. Cieszył nowy lakier do paznokci na półeczce, drobiazg kupiony dla bliskiej osoby, śliczne kwiatki na trawniku mieniące się kolorami w słoneczny dzień, kawa z przyjaciółką, weekend, wakacje… A potem strach i udręka zdominowały wszystko. Na szczęście pamiętam, jak było! Zwyrodnialcy może nawet nie wiedzą, co niszczą w człowieku. Ale ja pamiętam, jak było, i wiem, co niszczą.
Pieprzenie się w kiblu to jest przeciwieństwo tego co pamiętam. Zbombardowane, wyniszczone państwa Europy południowej, to też jest przeciwieństwo. Politycy, którzy kreują się na idiotów i są idiotami – też. Globalna tresura ludności – też. „Intelekt” zachodni, wykorzystując najnowsze zdobycze techniki, przeprowadza operację polegająca na zduszeniu w ludziach wszelkiej wrażliwości i uczuciowości. Niemy krzyk jest to krzyk mordowanej duszy człowieka. Krzyk duszy człowieka osamotnionego i bezbronnego wobec gigantycznej, wszechpotężnej, uzbrojonej po zęby machiny odczłowieczania.
Układ Warszawski (oficjalna nazwa: Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej; ang. Warsaw Pact, ros. Договор о дружбе, сотрудничестве и взаимной помощи), był sojuszem polityczno – wojskowym państw tzw. bloku wschodniego z dominującą rolą ZSRR. Formalnie powstał na podstawie Deklaracji Bukaresztańskiej, jako odpowiedź na militaryzację tzw. Niemiec Zachodnich i włączenie ich w strukturę NATO, a sankcjonował istniejące od zakończenia II wojny światowej podporządkowanie ZSRR państw Europy Środkowo – Wschodniej i ich armii. W jego skład wchodziły wszystkich osiem krajów socjalistycznych, w tym Polska, oprócz będącej pod rządami Josifa Broz – Tito, ówczesna Jugosławia.
Układ podpisano 14 maja 1955 roku w Warszawie (stąd nazwa) i wszedł w życie z dniem 4 czerwca 1955 roku. Pierwotnie miał funkcjonować przez 30 lat. 26 kwietnia 1985 roku jego ważność przedłużono o następne 20 lat (w tej samej sali w Pałacu Namiestnikowskim, gdzie pod koniec lat 80. Minionego stulecia prowadzono obrady okrągłego stołu).
Oficjalnie układ istniał do 1 lipca 1991 roku, kiedy został ostatecznie rozwiązany.
W szkole historia nie należała do moich ulubionych przedmiotów, potem też. Bo co to za różnica, czy dwieście lat temu wojnę wygrał ten czy tamten król lub inny władca i z jakiego powodu. A te daty do zapamiętania, makabra! Rzeczywistość jednak zmusiła mnie do zapoznania się z pewnymi historycznymi faktami, i to nawet z tymi, które zaistniały przed moim urodzeniem. Dowiaduję się z mediów czego innego, a mój los i tragiczne przeżycia dowodzą całkiem czegoś innego. To jest tak, jakby ktoś udowadniał mi, że ten paląco pikantny gulasz, który jem, jest łagodny i słodki jak lukier. Jak się nie wkurzyć??! Dzień po dniu wysłuchuję retoryki tej drugiej religii, która polega na udowadnianiu mi, że za komuny było mi źle, podczas gdy ja wiem, że za komuny było mi sensownie, twórczo i beztrosko. Dominant, który stworzył takie państwo, poukładane i sprawnie zorganizowane, nie uczynił tego w szale nienawiści do naszego narodu. Pokaż mi jak się bawisz, a powiem ci kim jesteś, i parafrazując: pokaż mi swój ustrój, a powiem ci kim jesteś.
Rosjanie postępowali racjonalnie i to wynika z powyżej zacytowanego tekstu.
1 Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. 2 Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia. 3 Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. 4 Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle. 5 Należy więc jej się poddać nie tylko ze względu na karę, ale ze względu na sumienie. 6 Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd. 7 Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu uległość – uległość, komu cześć – cześć. /Rz 13/
Niewolnicy i panowie
1 Wszyscy, którzy są pod jarzmem jako niewolnicy, niech własnych panów uznają za godnych wszelkiej czci, ażeby nie bluźniono imieniu Boga i [naszej] nauce. 2 Ci zaś, którzy mają wierzących panów, niechaj ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im lepiej służą, dlatego że są oni wierzącymi i umiłowanymi jako uczestnicy dobrodziejstwa. Tych rzeczy nauczaj i do nich zachęcaj! /1 Tm 6/
Dzieci a rodzice
1 Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe. 2 Czcij ojca twego i matkę – jest to pierwsze przykazanie z obietnicą – 3 aby ci było dobrze i abyś był długowieczny na ziemi. 4 A [wy], ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je stosując karcenie i napominanie Pańskie! /Ef 6/
Niewolnicy a panowie
5 Niewolnicy, ze czcią i bojaźnią w prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym panom, jak Chrystusowi, 6 nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, który z duszy pełnią wolę Bożą 7 Z ochotą służcie, jak gdybyście [służyli] Panu, a nie ludziom, 8 świadomi tego, że każdy – jeśli uczyni co dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana – czy to niewolnik, czy wolny. 9 A wy, panowie, tak samo wobec nich postępujcie: zaniechajcie groźby, świadomi tego, że w niebie jest Pan zarówno ich, jak wasz, a u Niego nie ma względu na osoby. /Ef 6/
Polskiego tajnego aparatu miałam serdecznie dość już bardzo dawno. Wyniszczanie, prześladowania, tortury, intrygi, wilczy bilet itd. Odizolowałam się dzięki mojemu odkryciu, że da się zarabiać na wykonywaniu stron internetowych. Niczego od służb nie potrzebowałam. Co było mi konieczne, na to sama sobie zarobiłam i mogli mi wskoczyć! Niczego mi nie dali, fachu kodera wyuczyłam się sama, pracowałam na własnym sprzęcie. Wydźwignęłam się ze skutków ich prześladowań i tak minęło ponad osiem lat. Co się dzieje w świecie polityki, to mi dyndało. Aż nastała jesień 2016 r., kiedy znów mnie napadli. Wcześniej też dawali w przykry sposób znać o swoim istnieniu, ale pod koniec 2016 r. nastąpił skomasowany atak. Widać, że mieli wszystko wcześniej opracowane, zaplanowane. I po co skierowali na mnie te swoje maszyny? Jak zwykle, nie wiadomo. Nie wiadomo, ponieważ nikt mi i tym razem powodu nie wyjawił. Żeby wszcząć taki atak, to trzeba być pospolitym, cynicznym bandytą, bez krzty moralności i uczciwości.
Amerykanie dążą zawsze do stworzenia bełtu na świecie, a normalni ludzie, którzy chcą po prostu normalnie żyć, dążą — przeciwnie – do uporządkowania wszystkiego. I wciąż trwa taka przepychanka. Amerykanie wywołują bełt, a potem patrzą, co w tym bełcie mogą wygrać dla siebie. Taki bełt został wywołany np. przez antykomunizm, antyterroryzm, wojny na południu Europy itd.
Odnośnie antykomunizmu: Amerykanie zagrali naszymi „sarmatami”. I to dość wcześnie. Ja stwierdzam, że we wczesnych latach siedemdziesiątych. Wtedy już zaczęli nasi „sarmaci” i Amerykanie proces demoralizowania Polaków. Bez zdemoralizowania danego narodu nie da się przecież spowodować w takim kraju bełtu. Byliśmy w komunizmie zbyt dobrze wychowani, ułożeni i zbyt moralni. Byliśmy też zbyt racjonalni i logiczni, co zawdzięczamy m.in. ograniczeniom w kwestii religii.
Wszystko złe, co zostało w moim życiu spreparowane już w latach siedemdziesiątych, miało przemawiać na niekorzyść komuny.
Sarmatyzm głosił anarchiczną wolność szlachty od obowiązków pełnionych wobec państwa, przywiązanie do wartości życia wiejskiego (motywowane dążeniem do osłabienia mieszczaństwa) oraz światopoglądowy partykularyzm. /Wikipedia/
Partykularyzm – stanowisko, zgodnie z którym ośrodki władzy i administracji nie uwzględniają całokształtu interesów określonego społeczeństwa czy państwa, ignorując potrzebę jego harmonijnego rozwoju gospodarczego lub kulturalnego, dbając jedynie o interesy własne, najczęściej własnej grupy interesu. Stronnicze decyzje podejmowane są wówczas na korzyść pewnych regionów kraju lub określonych grup społecznych, a pozostałe regiony są spychane na dalszy plan.
W filozofii jest to jednostkowy punkt widzenia i działania, nie uwzględniający potrzeb ogółu. Przeciwnym stanowiskiem jest uniwersalizm. Jednostki nastawione partykularnie najczęściej nie są w stanie dostrzec problemów dotyczących ogółu. /Wikipedia/
Kilkanaście lat bez normalnego snu. Pierwszy etap trwał prawie dwanaście lat, drugi równo cztery. Przez pierwsze dwanaście lat uniemożliwiano mi zaśnięcie z różną częstotliwością – co noc, co dwie, co trzy, czasem dwie noce pod rząd. Bywały okresy nieco lżejsze, ale na krótko, bywały też okresy szczególnej aktywności bandytów i okrucieństwa. Przeważnie bezsenne noce trwały do białego rana, a czasem do pierwszej, drugiej lub trzeciej godziny. Za dnia nie pozwalano mi nocy odsypiać, na palcach jednej ręki można policzyć dni, podczas których po ciężkich nocach dano mi pospać godzinę, dwie, trzy. Zresztą w domu warunki mam takie, że ciężko wygospodarzyć moment, by nadrobić straconą noc. Mieszkam bowiem w niedużej kuchni, która jest jednocześnie kuchnią, moim biurem, a zarazem sypialnią. Nie mieszkałam i nie mieszkam przecież sama, a kuchnia – wiadomo – stale jest domownikom potrzebna. Ponadto nie mogłam liczyć na zrozumienie domowników, ponieważ metoda katowania mnie brakiem snu była – mówiąc oględnie – nie do opowiedzenia. Jedyna rada, jaką usłyszałam od „wyrozumiałej” matki brzmiała: to kup sobie jakieś pigułki na sen. Ochrzaniła mnie za to parę razy, że marnuję po nocach prąd, świecąc światło lampki nocnej. Chcąc uniknąć jej ględzenia, siedziałam w bezsenne noce przy świetle komputerowego ekranu, gdy już komputer miałam. Tak więc po cichu i po ciemku gdy nie mogłam wytrzymać już w łóżku, poruszałam się po kuchni jak kret albo jak żyd ukrywający się podczas II Wojny Światowej. Budzono mnie przesyłając na umysł słowa, obrazy, wrażenia – z wielkim, bywało ze skrajnym sadyzmem. Jakiś niewyobrażalny debilizm krył się za tym bestialstwem. Podczas jednej nocy zajmowało się mną prawdopodobnie kilku bandytów na zmianę. Każdy z nich czuwał z najwyższą uwagą, bo gdy pomimo przesyłanych mi przekazów ogarniał mnie błogi stan, jaki pojawia się w momencie zasypiania, natychmiast gwałtownie reagowali. Dokładnie w takim momencie. Z tego wynika, że czuwali z takim natężeniem uwagi, jakby co najmniej prowadzili F-16 podczas powietrznego boju.
Jeden gnojek przesyłał mi obrazy abstrakcyjne, o niezwykle intensywnych barwach, inny z kolei długotrwałe błyski światła, co odbierałam w taki sposób, jakby ktoś silną lampą świecił mi prosto w oczy. Trwało to nieraz po kilka godzin, może dwie, po czym metody się zmieniały. Był jeszcze i taki „geniusz”, który przesyłał jakieś specjalne fale uniemożliwiające zaśnięcie, mimo iż panowała w mojej głowie cisza i nie przesyłano żadnych obrazów. Odbywały się też rozmowy dwóch czy więcej osób – rozmowy słowne lub polegające na wymianie myśli. Bywały przekazy fal oddziałujące na organizm w sposób niezwykle wkurzający. Przeżywałam podczas takich nocy niewyobrażalną gehennę. Szalałam, płakałam, próbowałam pracować nad stronami, próbowałam opisywać sadyzm bandytów. Którejś nocy otworzyłam okno i zaczęłam głośno wrzeszczeć, doprowadzona do ostateczności. Oni nie zwracali się do mnie jak do człowieka, o nic nie pytali, niczego nie chcieli. Po prostu bili.
Dnie następujące bezpośrednio po takich nocach były straszne. Czułam się jak ciężko chora, wielkim wysiłkiem było nawet wspinanie się po schodach – byłam tak umordowana, że ciało odmawiało posłuszeństwa i wstępowanie po schodach krok za krokiem wykonywałam nadludzkim wysiłkiem woli, a z oczu płynęły mi strumieniami łzy. Nie wychodziłam w takie dnie nigdzie daleko, najwyżej do pobliskiego sklepu po coś niezbędnie koniecznego, bo nie do opanowania płacz dopadał mnie byle gdzie – w sklepie, na ulicy. Przepadały mi niejednokrotnie terminy do lekarza. Bałam się iść do dentysty, wolałam nawet cierpieć z bolącym zębem, bo wiedziałam, że na fotelu dentystycznym na pewno rozpłaczę się jak małe dziecko. Byłam jak przepełniony dzban, wystarczyło jedno dotknięcie, bym rozkleiła się zupełnie. Starałam się panować nad sobą, cały dzień wyczekując wieczora, bo po zachodzie słońca – co ciekawe – moje okropne samopoczucie łagodniało, natomiast gwarancji, że tej nocy usnę, nie było żadnej. Pamiętam jeszcze, że zaraz po zjedzeniu obiadu każdorazowo przechodziłam głębszy kryzys. Widocznie resztki moich sił skupiały się na trawieniu. Po pewnym czasie rozszalało się moje ciśnienie, musiałam zacząć brać lek na nadciśnienie, a nadciśnienie jest to choroba, która już nigdy się nie cofa, nawet gdy przyczyna ustaje.
Po pewnym czasie naturalnym biegiem losu z domowników pozostałyśmy w domu same, ja i matka. Matka to osoba o ciężkim charakterze i niedoskonałościach psychicznych i moralnych, co zostało skrzętnie przez moich wrogów wykorzystane. Nigdy nie chciałam z nią mieszkać, ale wróg mój postarał się, by wszystkie moje dążenia do samodzielności mieszkaniowej zostały unicestwione. Utkwiłam więc w kuchni, wciąż łudząc się, że to tylko sytuacja chwilowa. Okazało się, że nie chwilowa. Matka stawała się potworem coraz bardziej, wzniecała awantury, kompletnie nielogiczne i bez powodu, z głębokim przeświadczeniem, że ona jest ta lepsza, a ja gorsza i w ogóle najgorsza. Gdyby jej słowa mogły zabijać, już bym nie żyła. Pomyślałby ktoś, że opowiadam o zwykłym rodzinnym konflikcie, jakich wiele. Nie, to nie był i nie jest zwykły konflikt, lecz sytuacja wysterowana metodą kontaktu bezpośredniego. Obie jesteśmy pionkami w grze tajnych oprawców. Pewnie dumni są z tego, że tkwiąc w szeregach tajnych służb Polski i pod nosem innych pracowników tych służb udało im się skonstruować taki właśnie rodzinny kocioł.
Oczywiście pojawia się pytanie, dlaczego ja? Dekady całe, odkąd zauważyłam nienaturalne zainteresowanie mną ze strony tajnych sił, szukałam odpowiedzi. Teraz już wiele rozumiem, ale nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem, jak mogło dojść do tak rekordowego okrucieństwa, wartego zapisu w Księdze Guinnessa. Przerobiłam Nowy Testament (choć jestem ateistką), wyoglądałam mnóstwo ambitnych filmów, prawie wyłącznie amerykańskich, i w końcu zaczęłam się zastanawiać, co to jest tak naprawdę „homo sapiens”. W teorii wyglądamy całkiem nieźle, lecz w praktyce – piekło na Ziemi. Czytając, oglądając, analizując i rozmyślając, pisząc listy i przeprowadzając rozmowy, dociekłam, że za moim losem kryje się wielka polityka. Można się przerazić, wiedząc, jak niskie pobudki rządzą naszym, ludzkim losem. I tacy przedstawiciele naszego gatunku istot żywych dysponują niszczycielską techniką, którą bez żadnych oporów moralnych stosują przeciwko ludności. Mieliśmy epokę fascynacji bronią atomową, a teraz – bronią psychotroniczną, za pomocą której przywódcy pewnych państw mogą wreszcie realizować swój odwieczny sen o niczym nieograniczonym sprawowaniu rządu dusz. Gdyby popatrzeć na nasz glob z wysokości kosmosu, jakby patrzyli na nas kosmici, można by zobaczyć, że „homo sapiens” wyniszcza techniką swój niepowtarzalny i jedyny w świecie istot żywych walor, tj. mózg i intelekt. Największym dla ludzkości w tej chwili problemem jest, czy Stany Zjednoczone są, czy nie są największą potęgą świata, o co najbardziej boli głowa samych Amerykanów. Nikt chyba nie wątpi, że pomiędzy USA a istnieniem wspomnianej techniki związek jest.
Nadal jednak nie wyjaśniłam, dlaczego ja. Odpowiedź jest prosta: powodu do wrogiego zainteresowania mną po prostu nie ma i nie było. Powód owszem jest, lecz znajduje się po tej drugiej stronie. Jak w westernie: to oni są ci źli, a ja ta dobra. Nie odwrotnie. Podobnie było z Irakiem: zakazanej broni po prostu nie znaleziono, ale i tak Irak został przez Amerykanów zrujnowany, tu jest to dobrze opisane (artykuł piąty od końca w spisie). Oto drugie „po prostu”, o służbach: do domu cywili się nie wchodzi, jeśli nie jest to uzasadnione prawem. Jeśli ktoś popełnia wtargnięcie do domu osoby cywilnej, to jest to zło. Nie osoba cywilna jest zła, lecz agresor. Nie odwrotnie. Amerykanie nawymyślali rozmaite powody wprowadzenia u siebie prawa do nieograniczonej inwigilacji ludności cywilnej, co jakimś cudem rozlało się po krajach takich jak Polska, skutkiem czego, a to w ramach antykomunizmu, a to antyterroryzmu popełniany jest przez służby państwowe terror przy zastosowaniu nieludzkiej broni polegającej na oddziaływaniu na odległość na ludzki organizm.
Na wstępie pierwszej części wpisu wspomniałam, że po etapie uniemożliwiania mi normalnego snu przez 12 lat, nastąpił etap drugi. Któregoś dnia 2010 r. sympatyczni sąsiedzi z mieszkania bezpośrednio ponad naszym wyprowadzili się. Wkrótce pewnej nocy obudził mnie rumor, stukanie, szuranie dobiegające z tamtego lokalu. Wytrzymałam tak godzinę albo dwie i poszłam na górę. Nowi lokatorzy robili sobie remont, w środku nocy! Zwróciłam tym ludziom uwagę i poszłam do siebie. Troszkę się powściągnęli w hałasowaniu, ale i tak odgłosy dobiegające przez sufit nie dały mi zasnąć. Dziwne, słychać było nawet odgłos zamiatania. Co się okazało? Okazało się mianowicie, że nowi lokatorzy usunęli z podłogi warstwę, którą poprzedni lokatorzy położyli, a która pełniła skutecznie rolę izolacji akustycznej. Co się dalej okazało? Okazało się, że ów lokal, który przed wprowadzeniem się poprzednich lokatorów był strychem, nie został przez nich poprawnie dostosowany do zamieszkania. Strych miał „łysą” zupełnie podłogę, pozbawioną warstw izolacyjnych: przeciwpożarowej, przeciwwodnej i akustycznej. Ci sympatyczni lokatorzy popełnili niestety fuszerkę, bo tylko ułożyli jakieś dykty, które, choć skutecznie spełniały rolę izolacji akustycznej, to jednak pod względem przepisów budowlanych były niepoprawne. Gdy tylko zostały usunięte, zaczął się horror – słychać było nawet, jak łyżka upada na podłogę i jak ktoś – za przeproszeniem – puszcza bąka. Tak się zaczęło nowe, czteroletnie „wariatkowo”.
Nowi lokatorzy byli to ludzie młodzi, studenci, i mieli mnóstwo koleżanek i kolegów, którzy odwiedzali ich każdego dnia. Na zmianę zmuszona byłam wysłuchiwać, a to odgłosów remontu, a to libacji alkoholowych, które – jak wiadomo z definicji – są głośne. W kuchni, mojej sypialni, a zarazem biurze, nie dało się normalnie spać ani pracować. Wina leżała na pewno po stronie urzędu miasta, który nie powinien był zezwolić na zamieszkanie strychu niedostosowanego do roli mieszkania. Wina leżała także po stronie nowych lokatorów, ale tylko od pewnego poziomu decybeli wzwyż, bo przecież trudno wymagać, by ludzie we własnym domu fruwali, zamiast chodzić, nie zrzucali łyżeczek na podłogę, nie puszczali bąków, nie prowadzili (normalnego) życia towarzyskiego. Gdy już przekroczyli czerwoną linię decybeli, interweniowałam. Najpierw szłam na górę zwrócić uwagę, a gdy to nie pomagało, dzwoniłam po policję. Patrole policyjne nie potrafiły pojąć tego „skomplikowanego” problemu hałasu ponad miarę, z uwzględnieniem wady mieszkania – byłam dla nich tylko starszą panią, której wszystko przeszkadza. Walcząc z hałasem w ten sposób, równocześnie rozpoczęłam batalię po stosownych urzędach Krakowa, w sprawie wadliwego stropu. Urzędnicy – oczywiście – robili sobie z problemu i ze mnie kpiny. Niczego nie osiągnęłam. Po kilkunastu tygodniach tego piekła zaprosiłam Telewizję Kraków. Ekipa przyjechała, nakręciła materiał filmowy, przeprowadziła ze mną wywiad i pokazała reportaż w telewizyjnych wiadomościach. Pomogło. Wieść o zachowaniu pary głównych lokatorów dotarła do ojca dziewczyny, którym okazał się biznesmen i któremu zależało na opinii. To on był właścicielem mieszkania. W krótkim czasie potem sprzedał je. Ulga nie trwała długo.
Mieszkanie kupił pan, który na stałe mieszka poza Polską. Sto metrów kwadratowych powierzchni podzielił na kilka pokoiczków, które zaczął wynajmować na zasadzie hotelu. Pozajmowali je najpierw grupa studentów, potem robotnicy pewnej firmy. Libacje alkoholowe odbywały się całą dobę na okrągło. Centrum towarzyskie stanowiła ich kuchnia, która położona jest bezpośrednio nad moją kuchnio-sypialnio-biurem. W kuchni postawili fotel na sprężynach, który przy najmniejszym ruchu osoby siedzącej na nim nieznośnie skrzypiał. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że w przepisowym budownictwie warstwa izolacji akustycznej powinna być położona w taki sposób, by nie stykać się z pionowymi ścianami. Tym sposobem wszelkie stukanie o podłogę nie jest przenoszone do innych kondygnacji po ścianach, w górę i w dół. A ponieważ piętro wyżej takiej izolacji nie było, słyszałam wszelkie ruchy na wspomnianym fotelu – skrzypienie słyszałam tak, jakby ktoś skrzypiał obok mnie. Ten odgłos był nie do zniesienia zwłaszcza nocą, gdy przyłożyłam głowę do poduszki na moim materacu do spania, ułożonym na podłodze. Opisując „akustycznie” problem, zgodnie z prawem fizyki, odgłos skrzypienia przenosiły ściany i przechodził aż na moją podłogę. Sąsiedzi u góry z impetem zatrzaskiwali drzwi od szafek i zasuwali szufladę. Tłukli się też drzwiami od łazienki i pokoi. Nie oliwili zawiasów w drzwiach od łazienki. Gdy już byli mocno podpici, tłukli się stołkami o podłogę, szurali, szamotali się między sobą. Jeden z lokatorów uwielbiał „po pijaku” gadać. Gadał donośnym głosem nawet po kilka godzin, nie bacząc na to czy jest dzień, czy noc. Nie interesował ich stan kanalizacji w kuchni, skutkiem czego parę razy zalali mi sufit. Kiedyś zalali mi przedpokój, strużka wody spływała pół centymetra obok puszki od dzwonka do drzwi. Parę razy zarzygali mi, a to parapet okna kuchennego, a to balkon. Sumując: stado skretyniałych baranów, upojonych do nieprzytomności wódą i – podejrzewam – narkotykami.
Pisałam maile do właściciela mieszkania, przebywającego za granicą. Zwracałam się do firmy zarządzającej naszym budynkiem. Wzywałam policję mnóstwo razy. Przez cztery lata niczego nie osiągnęłam. Policjantka pewnego patrolu, przymilając się do jednego z uczestników libacji, doradziła mi, żebym sprawiła sobie zatyczki do uszu. Pewien policjant doradził mi, żebym zmieniła mieszkanie. Inny z kolei ostrzegł mnie, że bezpodstawnie wzywając policję narażam się na przykre konsekwencje. Pewnej nocy zaprowadziłam policjantów na mój balkon, pokazując rzygowiny. Orzekł cynicznie: ptaszek „naptał”. Rano zrobiłam zdjęcie rzygowin, przydało się potem. Napisałam skargę do Komendy Wojewódzkiej na postępowanie patroli, otrzymałam odpowiedź, że po przeprowadzeniu kontroli Komenda stwierdza, iż policjanci z patroli postępowali poprawnie. Co jakiś czas odbywały się rozprawy w sądzie, skutkiem moich zgłoszeń. Początkowo uczestniczyłam w nich, potem nie.
Byłam nagminnie niewyspana, pracowałam nad moimi stronami półprzytomna. Pewnego dnia, po CZTERECH nieprzespanych nocach udałam się do Komendanta Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Komendant przyjął mnie, wysłuchał i niebawem okazało się, że zajął się sprawą, tak jak należy. Udzielił mi sensownych rad. Sprawa trafiła na pobliski posterunek policji i została przydzielona pewnej policjantce „z jajami”. Była chyba jedynym policjantem „z jajami” na tym posterunku. Wreszcie coś się zaczęło dziać zgodnego z logiką. Policjantka wystosowała listy do zarządcy budynku, do właściciela mieszkania, grożąc należycie konsekwencjami. Potraktowano ją poważnie. Uruchomiła dzielnicowego dla tej sprawy, też zrobił, co należy. Ewidentnie trzymała stronę moją jako ofiary procederu, a nie jak dotychczas było – winnych. Pewnego dnia, począwszy od wczesnego wieczora na górze w mieszkaniu lokatorzy zaczęli się zachowywać jeszcze głośniej – okazało się to możliwe – niż zazwyczaj. Widziałam potem stan mieszkania po tej nocy: połamane meble, zerwane i zmięte jak gazeta linoleum z podłogi w kuchni – obraz jak po przejściu tornado. W trakcie tej nocy wezwałam – oczywiście – policję, bez przekonania jak zwykle. Przyjechali, ale tym razem ich interwencja wyglądała diametralnie inaczej. Jak w dobrym, kryminalnym filmie. Zapukali do drzwi na górze, po czym nastąpił jakiś tupot, trzaskanie drzwi, krzyki, odgłosy szamotaniny czy nawet bójki. Potem dowiedziałam się, że jeden z pijaków rzucił się na policjanta z pięściami. Wiadomo rzecz jasna, jak się to dla niego skończyło. Po krótkiej chwili patrzę przez okno, a tu nadjeżdża grupa antyterrorystyczna policji. Wbiegli na górę, znów jakaś szamotanina, krzyki itp., a następnie, patrząc przez „judasza”, widzę i oczom nie wierzę: moi sąsiedzi z góry leżą porozkładani po schodach, pospinani kajdankami po dwóch. Pogrom! Szczyt szczęścia! Cztery lata na to czekałam!
Jak biją? Falami. Siedzi taki bandyta przy urządzeniu, przy pomocy którego emituje fale. Fale docierają do mnie, pokonując drogę jak sygnał telefonu komórkowego z telefonu A do telefonu B. Ja jestem takim telefonem B. Od paru tygodni „spece od ofensywy” biją nową metodą, polegającą na zadawaniu fizycznego tępego bólu, a to na plecach, a to w prawym boku, a to pod biustem, a to w prawym biodrze. Ból skacze po mnie to tu to tam nagle, bez uprzedzenia, zupełnie jakby ktoś okładał mnie kijem, albo jest ciągły, jakby ktoś uciskał miejsce na moim ciele czymś ciężkim i twardym, trwa przez dłuższą chwilę, do kilku godzin nawet, z krótkimi przerwami przewidzianymi na moje złudzenia, że może już przestał bić. Dziś bił od 22.00 do trzeciej nad ranem. Na moje próby porozumienia typ rozbrajająco orzekł, że on przecież nie „bije”, lecz „wije”. Po pięciu latach i kilku miesiącach (na tym etapie, bo było tych etapów wiele) bicia mnie coraz to innymi metodami nikt już chyba w to nie wierzy, nawet on sam. W tłumaczeniu na polski, czasownik „wije” oznacza, że bita jestem w jakimś celu, jakiś cel ma zostać skutkiem tego bicia uwity. Co byś powiedział takiemu katowi w trakcie bicia? Na pewno chciałbyś się dowiedzieć, dlaczego jesteś bity i kto to zlecił. W tym momencie pojawia się dylemat, czy winny jest zleceniodawca, czy wykonawca, a jeszcze jakiś czas temu dylemat ten był – co słyszałam – w środowisku wijo-bijów roztrząsany. Odsyłam więc do mojego wpisu, gdzie w nagraniach audio pada odpowiedź: ‘Film pt. „Hannah Arendt” (2012)’
Według oceny czynów Eichmanna, o których film opowiada, winny jest zarówno wykonawca, jak i zleceniodawca. Również zgodnie z prawem kryminalnym winny jest zarówno zabójca, jak i ten, kto nakłania do zabójstwa.
Czy kraj, który zatrudnia takich zleceniodawców i wykonawców katowania mnie, może liczyć na szacunek w świecie? Pod względem moralnym nie wiem, co bardziej boli, czy to, że ktoś daje upust swej nienawiści do mnie lub realizuje nienawiść jakiegoś zwierzchnika i to bardzo odległego geograficznie, traktując mnie jak rzecz, czy to, że służby polskie widząc i wiedząc o procederze, zachowują bierność. Innymi słowy: w jakim kraju ja żyję??! Służby polskie tolerują lub wręcz współpracują z siatką popełniającą opisane tu czyny. Po co Polsce taka „piąta kolumna”?? Ona istnieje i działa dla dobra narodu polskiego?? O ile się założymy, że na Ukrainie też działała i działa podobna „piata kolumna”? I podobnie jak w Polsce pierze się ludziom mózgi, technicznie i propagandą, aby jak barany, oduczeni myślenia, atakowali wskazany im cel. Kat, a zarazem ofiara – też schemat znany z hitlerowskich obozów zagłady, gdzie faszystowscy oprawcy typowali wybranych więźniów na nadzorców, a potem i tak ich zabijali. Kat, a zarazem ofiara przypomina mi dzisiejszych zamachowców-samobójców.
I co ja mam o takim kraju powiedzieć? Jeden bije, reszta patrzy. Całe życie postępuję rozumowo, z troską — oczywiście — o własne interesy. Rozważam, analizuję, poszukuję wiedzy, na własny koszt i z własnej inicjatywy. Nie oskarżam pochopnie, daję spory kredyt wyrozumiałości. I po co? Po gówno.
Cały czas nawet nie próbuję dociec odpowiedzi, za co jestem bita. Nie interesuje mnie to, ludzi po prostu nie należy bić i tyle. Ci, którzy biją, są w moich oczach całkowicie zdyskwalifikowani. To śmietnik. Ci, którzy patrzą i nie przeciwdziałają, to też śmietnik. Zastanawiam się jedynie nad tym, jaki jest skutek dla kraju istnienia takich mend w szeregach armii i służb polskich. Bo wprawdzie mnie nie interesuje to, za co mnie biją, ale oni biją w imię czegoś tam. Nawet jeśli sam taki bydlak robi to dla kasy, to gdzieś tam ponad nim, może nawet aż w Waszyngtonie i/lub Londynie itd. jest to bicie mile widziane, o ile nie wręcz zlecone. Pewnikiem jest, że istnienie takich mend w szeregach armii i służb Polsce nie służy. Ale komuś służy gdzieś tam, może nawet w Waszyngtonie i/lub Londynie itd.
Dla przypomnienia: napisałam mnóstwo listów, które, nie dość że zawierały cenną dla Polski wiedzę, to jeszcze demaskowały cele, metody i motywy Stanów Zjednoczonych, na podstawie ich reakcji lub braku reakcji. To samo — odnośnie innych krajów świata. Czyli listy były pod kontem wywiadowczym wartościowe. Jednak okazało się, że dla służb Polski bardziej wartościowi są oprawcy na usługach czyichś, gdzieś tam może w Waszyngtonie i/lub Londynie itd. Najwyraźniej „bohaterowie” służb Polski wolą otrzymywać gotową papkę z USA, może Wielkiej Brytanii itd., niż zbierać wiedzę obiektywną, wynikającą z pracy Polki! Polka dla nich znaczy tyle, co gówno w przeręblu, podobnie jak dla USA, może też dla Wielkiej Brytanii itd. Wspomniane listy jest to tylko jedno z moich rozlicznych dążeń. Znaczą dla służb polskich – jak widać – tyle samo, co listy. „Hipopotam jest istotą, która bardzo lubi błoto.” /Wanda Chotomska/
Czyli ja i służby Polski stoimy po przeciwnych stronach, i to już od bardzo, bardzo, bardzo dawna. Nasze cele są sprzeczne. Wasza oferta dla mnie, wspierania Polski w roli worka do bicia, mi nie odpowiada. Ani teraz, ani nigdy wcześniej. Bezmózgowcy z pałą mi nie imponują! Są w świecie lepsze autorytety!
Przemówienie syryjskiego ambasadora 11.09.2016 w ONZ
Jeśli troszeczkę poskrobać fasadę ONZ można się natknąć na wiele skandali w ONZ. To nie jest miejsce, które zapewnia pokój i bezpieczeństwo; to jest miejsce gdzie burzy się pokój i niszczy bezpieczeństwo, gdzie się destabilizuje społeczeństwa i burzy harmonię społeczną. To bardzo proste. Bardzo łatwo w ONZ zniszczyć kraj.
Świąteczny numer „Trybuny” zaprezentował swym czytelnikom obszerny artykuł o bieżących wydarzeniach dziejących się na Bałkanach pt. „Dlaczego wojna, kiedy pokój?”. Na wstępie artykułu autorzy konstatują na pewno słusznie, że nie ma dziś ważniejszej sprawy w Europie i świecie, niż tocząca się aktualnie wojna w Federalnej Republice Jugosławii. Faktycznie, wszystko wskazuje na to, że kończy ona określony etap dziejów naszego kontynentu, a równocześnie jest chyba początkiem nowego, jeszcze bliżej nieokreślonego, ładu światowego. Ja sprawami jugosłowiańskimi interesuję się od 10 lat, to jest mniej więcej od czasu rozpoczęcia demontażu Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. Oceniam, że te 10 lat to zwarty okres logicznych, acz bardzo tragicznych dla tego pięknego słowiańskiego kraju, wydarzeń. Zaczął się on niewinnie od palenia świeczek przed kościołami w Słowenii i ludzkich łańcuchów przyjaźni w Zagrzebiu, a kończy wojną wytoczoną Jugosławii przez największy sojusz militarny świata.
Ciekawe, jak długo jeszcze Zachód będzie udawał, że w Polsce nie stosuje się powszechnie broni psychotronicznej. Ciekawe, jak długo jeszcze polskie służby będą udawały. Broń ta zastosowana jest w takiej skali, że zasługuje na miano broni masowego rażenia. Jesteśmy aż tak świętym krajem, że to barbarzyństwo nie jest u nas możliwe?? Czy ktoś w kraju i na świecie jeszcze w to wierzy?! Niepokalana niepodległa Rzeczpospolita… Czyż u nas nie morduje się dzieci (narodzonych), nie okrada z ostatniego grosza staruszków skazując ich na śmierć z niedożywienia i braku lekarstw? Służby obronne nie widziały jak przez dekady systematycznie i metodycznie rozkradał nasz kraj obcy kapitał, stosując matactwa, terror i zabójstwa? Nie wybaczę!